piątek, 15 kwietnia 2011

Posiadane rzeczy != bezpieczeństwo

Dla większości ludzi, jedną z najtrudniejszych przeszkód w pozbyciu się tego, co mają, stanowi poczucie bezpieczeństwa, które ich z nimi łączy.

Posiadanie, dla wielu, jest swoistym zapewnieniem tego bezpieczeństwa.

To tylko jedno z wielu emocjonalnych przyzwyczajeń, z którymi ludzie się borykają, jeśli chodzi o dobra materialne. Mimo wszystko, dla sporej części jest to duża bolączka i dopóki sam jej nie stawisz czoła, dopóty, będzie nad Tobą wisiało widmo walki z materializmem.

Parę przykładów problemów z poczuciem braku bezpieczeństwa:

  • Posiadanie szafy pełnej ubrań oznacza, że jesteś przygotowany na każdą ewentualność.
  • Posiadanie wielkiego domu oznacza, że możesz przygotować jakiekolwiek wydarzenie, odpędzić jakąkolwiek pogodę, gromadzić jakiekolwiek dobra i umieścić w nim jakkolwiek dużą rodzinę, która może się pojawić w przyszłości.
  • Posiadanie samochodu oznacza, że będziesz przygotowany w razie potrzeby.
  • Posiadanie schowka pełnego narzędzi oznacza, że możesz naprawić jakąkolwiek usterkę w domu czy w aucie.
  • Posiadanie najnowszego gadżetu (jak np. iPad) oznacza, że jesteś na bieżąco z najnowszymi technologiami i nie grozi Ci los zacofanego dinozaura.
  • Posiadanie jakiegokolwiek urządzenia mobilnego, tzw. "hand-held'a" (np. iPhone'a, Blackberry czy iPad'a) oznacza, że możesz pracować wszędzie i nadal pozostawać w zasięgu innych.

I tak dalej. Większość trzyma swoje dobra z takich (i nie tylko) właśnie pobudek "bezpieczeństwa".

Ale czy rzeczy, które posiadamy naprawdę sprawiają, że czujemy się bezpieczniej, czy jest to tylko iluzja?

Często tak naprawdę nie potrzebujemy tych rzeczy tak bardzo, jak nam się wydaje. Za to, kiedy już je mamy, nie czujemy się tak bezpiecznie, jak byśmy tego chcieli. Weź to pod uwagę:

  • Jeśli przeanalizujesz, jakie ciuchy naprawdę nosisz na przestrzeni całego roku, zauważysz, iż w ogóle nie potrzebowałeś tych, które kupowałeś "w razie czego". Nosiłeś tylko niektóre ubrania...te, które bardzo lubiłeś, albo których bardzo potrzebowałeś. Wyeliminowanie tych dodatkowych ubrań nie będzie miało wpływu na Twoje "bezpieczeństwo".
  • Ludzie z mniejszych domów nie są ulepieni z jakiejś innej gliny. Zmniejszając zagracenie, pozbywają się niechcianych śmieci, zmniejszają długi i stają przed ważnym wyborem, którego muszą dokonać: co zostawić a czego nie.
  • Nie masz auta? Możesz załatwić to, czego potrzebujesz piechotą, na rowerze lub poruszając się środkami komunikacji miejskiej... to idzie w parze z redukowaniem potrzeb. W przypadku prawdziwych sytuacji kryzysowych, mamy ambulans, który i tak jest lepszy, niż wożenie siebie samego.
  • Tak naprawdę nie potrzebujesz najnowszego gadżetu. To czego używałeś dotychczas, będzie nadal spełniać Twoje oczekiwania, a jeśli naprawdę będziesz potrzebował tego unowocześnienia, poczujesz to.
  • Nie musisz być w ciągłym kontakcie ze światem, gdziekolwiek jesteś. Właściwie, był taki czas, gdy nigdy nie byłeś online (nie tak dawno temu) i (uwaga!) przeżyłeś to! Dasz radę wytrzymać godzinę bądź trzy bez komputera.

Rozumiejąc, że dobra materialne nie równają się bezpieczeństwu, odpuść pragnienie posiadania ich.

Pomyśl nad najgorszą rzeczą, jaka może się stać i zapytaj: 1) co możesz zrobić w tym przypadku bez tej rzeczy (Plan B); 2) jak prawdopodobna jest ta sytuacja; i 3) czy ta najgorsza rzecz naprawdę byłaby aż taką tragedią.

Spróbuj zacząć żyć bez posiadania wielu rzeczy, wiedząc, że masz swój Plan B i przekonaj się, czy życie jest naprawdę takie straszne bez iluzji bycia bezpiecznym.

2 komentarze:

Kira pisze...

Nieszczególnie mogę się zgodzić z paroma kwestiami. Ciuchy - fakt, większość leży nieużywana... ale są też takie, które się zakłada raz na jakiś dłuższy czas, mimo, że ogólnie się nie nosi. W kurtce np. latam jednej, ale jak mi się coś z nią stanie, to chcę mieć zapasową, żeby nie lecieć do sklepu w samym swetrze przy -20'C ;-)

Bez samochodu nie wszystko załatwisz. Ot, wczoraj sobie wyskoczyliśmy na 3h nad jezioro. Samochodem droga zajęła niecałą godzinkę, rowerem byłoby to... cóż, znacznie dłużej. Od przystanku PKS natomiast parę km piechotą, też kupa czasu w plecy. A czas jest dość cenny, przynajmniej dla mnie osobiście.

Offline jasne, kiedyś byłam. Tyle, że miałam wtedy kilkanaście lat i utrzymywali mnie głównie rodzice ;-) Teraz od tego, czy mogę pracować w różnych miejscach, zależy stan mojego konta. I coś jeszcze: jeżeli mogę sobie pracować zdalnie, to nie ma znaczenia czy jestem w domu, czy akurat byczę się na plaży - bez tego "zbytecznego gadżetu" kwitłabym całe lato przy kompie stacjonarnym, co nieszczególnie mi się uśmiecha.

A co do ambulansu... Czasami tak, jest to lepsza opcja. Ale powiem Ci, że nie zawsze. W sytuacjach najczęściej występujących, typu skręcona noga - wymagająca pomocy lekarskiej, ale nie zagrażająca życiu - wzywanie karetki "bo nie mam samochodu a rowerem nie dowiozę" powoduje, że zespół jest zajęty czymś, co jest mniej istotne, i może go nie być tam, gdzie ktoś właśnie umiera.

We wszystkim trzeba zachować rozsądek, także w pozbywaniu się różnych rzeczy...

Anonimowy pisze...

kira,

przykro, niezrozumialas nic.
nietrudz sie , nigdy niebedziesz minimalistka.

Prześlij komentarz