środa, 30 marca 2011

Przeprowadzka do nowego domu

Muszę przyznać, że przeprowadzka do San Francisco nie była tak minimalistyczna, jak miałem nadzieję, że będzie. Myślę, że ogólnie spisaliśmy się nieźle, wszystko przemyśleliśmy, ale jednak pewne aspekty przeprowadzki były definitywnie nieminimalistyczne. Ale jest ok - wszyscy jesteśmy ludźmi i uczymy się na własnych błędach.

Plan byl taki: sprzedać lub rozdać niemal wszystko, co posiadaliśmy. Liczyliśmy na to, że każde z nas zostanie z jednym plecakiem ubrań (do zabrania na pokład samolotu) i jednym pudłem rzeczy osobistych, które zostanie nam przesłane, jak już znajdziemy dom. Cała reszta miała zostać sprzedana podczas wyprzedaży garażowych lub rozdana rodzinie i przyjaciołom, którym mogłaby się przydać lub oddana na cele doboczynne. Wtedy zaczęlibyśmy od zera - kupując tak dużo rzeczy używanych jak to możliwe i jak najmniej zwiększając swój stan posiadania.

Większość poszła zgodnie z planem. Sprzedaliśmy lub rozdaliśmy praktycznie wszystko, co posiadaliśmy. Opróżniając dom, dowiadujesz się, jak niesamowita ilość różnych rzeczy znajduje się w szufladach i szafach - konserwy, woreczki, narzędzia, szczotki, środki czyszczące itp. - i to nawet wtedy, gdy w sercu jesteś minimalistą. Okazuje się, że całkowite opróżnienie domu wymaga dużego nakładu pracy. Zatem nie było tak minimalistycznie, jak miałem nadzieję, ale znowu - nikt nie jest doskonały.

Przeprowadzka tylko z plecakiem była udana. Nie mieliśmy do nadania żadnego bagażu. W praktyce, niemal wszystkie torby niosłem ja i mój najstarszy syn Justin; każdy z nas był obciążony trzema plecakami/torbami. Było OK, choć zdecydowanie męcząco, zwłaszcza kiedy podróż obejmowała lot do Japonii z 9-godzinnym międzylądowaniem, długi lot do Los Angeles i kolejny do San Francisco z absurdalnym zakresem kontroli bezpieczeństwa na każdym przystanku.

Dom znaleźliśmy w przeciągu tygodnia, czyli szybciej niż się spodziewałem. Nie wszystko było jednak minimalistyczne - jeździliśmy po całym mieście (każdego ranka dojazdy z Alamedy, gdzie zatrzymaliśmy się u mojego kuzyna) oglądając domy. Wydaje się, że pośrednicy nie chcą umawiać spotkań z góry, więc każdego ranka musiałem wybierać z Craiglist listę domów, które chcieliśmy zobaczyć i dzwonić tam próbując umawiać spotkania. W pierwszym tygodniu obeszliśmy dookoła różne dzielnice zapoznając się z nimi. Naszą ulubioną została Cole Valley, gdzie też się ostatecznie osiedliliśmy.

Pierwsza noc w nowym miejscu była minimalistyczna jak diabli. Mieliśmy futon, dmuchany materac, kilka poduszek i koców. Kupiliśmy także materiały kuchenne i łazienkowe, i w zasadzie nic więcej. Nasz dom był pusty i zimny (aż do rana nie znalazłem grzejnika).

W pierwszym tygodniu naszego mieszkania tam, obeszliśmy całe miasto próbując zdobyć meble i inne potrzebne rzeczy (naczynia, dywany, itp.). Wiele z rzeczy zdobyliśmy z Craiglist, co jest fajne, ale robi się trudne, kiedy nie ma się samochodu lub ciężarówki. Pogrupowałem odbiory używanych rzeczy w dwugodzinne okresy i wynająłem człowieka od przeprowadzek, aby je ze mną poodbierał. Jednego dnia wynająłem ciężarówkę U-haul. Innego odebrałem dywan, zrolowałem go, przeszedłem tak 10 skrzyżowań i wsiadłem z nim do pociągu. Nie było tak źle.

Rozczarowujące było to, że i tak skończyliśmy na kupieniu znacznej ilości nowych rzeczy - kilku łóżek (jedno mieliśmy używane), materacy, zasłon, dywanów, wyposażenia kuchni i łazienki. Nie lubię tego robić, bo jest to marnotrawstwo zasobów naturalnych, ale nie udało nam się znaleźć używanych rzeczy, które by się nam spodobały. Być może mieliśmy za duże wymagania.

Dzisiaj, jesteśmy już prawie zadomowieni. Nie mamy telewizji, co mi się bardzo podoba, ale biorąc pod uwagę, że nie ja podejmuję wszystkie decyzje, nie wiem jak długo ten stan się utrzyma. Mamy komputery, Internet bezprzewodowy i jedzenie z gospodarstw rolnych. Nie mamy samochodu i nie będziemy mieli, kropka. Nie mamy jeszcze rowerów, ale będziemy mieli. Nasz dom jest dość minimalistyczny, co jest świetne, aby zacząć od zera. Zobaczymy jak długo to potrwa.

1 komentarze:

nazwisko nieznane pisze...

Zazdroszczę :)

Pamiętam jak lekko było mi się wyprowadzić z domu na studia zabierając tylko ubrania, niezbędne naczynia itd.
A potem rzeczy narosło...

Zapraszam na mój blog :)

Prześlij komentarz